środa, 27 czerwca 2018

'Poduszka' - część 1. 'Dłoń'

             Czułam jak rodzi się we mnie jakaś nieznana mi dotąd energia. Coś czego nie umiałam wtedy i prawdopodobnie nie będę umiała wytłumaczyć nigdy. Dotknęłam nowego rodzaju frustracji, której dotąd nie znałam. Długo patrzyłam na sukienki. Rzuciłam je na materac i obmyślałam strategie. Długo zastanawiałam się nad sformułowaniem pytania. Jak zacząć, jak ubrać to w słowa i jak wybrnąć w razie dodatkowych pytań.


- Którą byś wolał? - rzuciłam niby obojętnie. Zaczęłam przyglądać się czerwonej. Zwiewna, letnia. Cechował ją głęboki dekolt i długość, która w nieprzemyślanym zestawieniu sugerowałaby wulgarność. - Pewnie zieloną, co? - Grzeczna, wzorzysta, długość wręcz szkolna. W następnej chwili chowałam je z powrotem do szafy  wyciągając przy tym długą, czarną spódnice oraz czarny top na ramiączkach.
- Zamierzasz się z nim całować? - na to pytanie stanęłam jak wryta pośrodku małego pokoju. Udałam, że nie słyszę. Rozpuściłam włosy by za chwile znów stworzyć na czubku koka. - Odpowiedz, chce wiedzieć. - Zapytał ponownie pogodnym głosem, 
- Nie wiem. Chyba nie umiem tego robić. 
- Nie wiesz? Nie umiesz? Czy nie wiesz czy mi by się to spodobało? 
- Zastanawiam się, czy w ogóle powinnam iść na to spotkanie. - Nie zadawał już więcej pytań.                         Wiedziałam, że nie zaprzeczy ani nie potwierdzi. Czułam się potwornie pytając go to. Czułam wstyd kiedy widziałam jak patrzy na robienie przeze mnie makijażu. Objął mnie od tyłu tak, jak robił to zawsze kiedy stałam przed lustrem. - Jesteś taka mała. - Całując mnie w koka skrzyżował ręce na wysokości obojczyków i przez chwile zaciskał tak jakby próbował mnie dusić, ale z siłą tysiąckrotnie słabszą, pieszczotliwą i dającą jednoznacznie znać, że jestem jego. 
- Dobra, zmykaj. Zobaczymy się potem. - Stałam chwile przed lustrem. Patrzyłam na nieskrępowane niczym obojczyki i nienaruszony kok. Obróciłam się w jego stronę i przyglądałam wymuszając podniesienie wzroku. - No zmykaj, tylko bądź grzeczna. - Dodał z uśmiechem i cmoknięciem ustami tak jakby pocałował powietrze.  
             Widziałam z daleka ten szczery uśmiech, wielkie oczy i dołeczki w policzkach, które kopią dołki pod stopami tak, że kolana uginają się w blisko dwie sekundy. Zbliżył się do mnie. Dotknął ustami mojego policzka. Chciał nienachalnie chwycić dłoń, a ja niczym buntujący się 11-latek wyślizgnęłam mu ją z jego ręki. Trochę się zmieszał, ale absolutnie nie miał mi tego za złe. Ta dłoń była tak obca, dziwna i zimna. Palce w strukturze niepodobne do palców. Nacisk i temperatura nie taka, jak być powinna. Nagle jego dłonie urosły do ogromnych rozmiarów. Wyglądały jak wielka muszla. Wizja piękna i romantyczna, ale tak naprawdę to potrzask i klatka, z której nie mogę uciec. Duszę się i próbuje uciec. Kiedy w amoku wale pięściami w ściany muszli ta zakleszcza się jeszcze bardziej. Zaczyna brakować mi tlenu, więc ostatecznie tracę przytomność.
             Gdy się obudziłam było mi potwornie zimno. Nie byłam w stanie dostrzec konturów niczego. Zaczęłam po omacku dotykać przestrzeni pode mną i wokół mnie. Szukałam otworu, dźwigni, tunelu. Wszystko na nic. Czułam jak ściany się przybliżają i oddalają jednocześnie. Muszla zaczęła się powoli otwierać. Woda napływała do wnętrza w zawrotnej prędkości, a ja stałam na środku kopiąc ją. 
- Hej, co się dzieje? Spokojnie, jestem tu. - Mokra i wyczerpana szarpaniną otworzyłam oczy. 
- Dlaczego na mnie nie czekałeś? Dlaczego Cię tu nie było kiedy wróciłam? 
- Ja mam to wiedzieć? - zapytał z niewyszukaną pretensją. Leżąc na brzuchu opierał się na łokciach, głowę skierował w moją stronę. 
- Przepraszam... - wsunęłam się między łokcie i przyciągnęłam go do siebie. 
- Już dobrze, czekałem inaczej. Wiesz, ja nie mogę sobie tak przychodzić bez zaproszenia. To by już było chore, nie uważasz? - Przesuwając mnie na moją stroną, obrócił tyłem do siebie i objął w talii tak, że prawdziwa dłoń ogrzewała dekolt. 



CD nastąpi. 

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna