sobota, 17 marca 2018

Kiedy osoba którą kochasz umiera żyjąc

          Jest kilka rzeczy, których panicznie, wręcz obsesyjnie się boję. Boję się na przykład, że stracę wzrok. Że którego pięknego dnia obudzę się i ujrzę ciemność. Inną obawą jest to, że utracę w jakiś sposób wolność. Nie wiem, psychopata sobie mnie upatrzy i zamknie w ciemnym, specjalnie przygotowanym ku temu pomieszczeniu. Jest jednak jeszcze strach przed czymś, czego przebiegu nie umiem sobie nawet wyobrazić.

           Kłótnia o to kto ma zgasić światło, o źle odłożoną suszarkę czy wyciągnięcie spódniczki spod i tak nieidealnie złożonych szortów. Wyimaginowane problemy. Błahostki urastające do rangi czegoś ważnego. Czegoś na co traci się czas, bo wydaje nam się, że mamy go tyle ile tylko zechcemy mieć.
          Taka nasza natura, że w ogóle dużo nam się wydaje. Mnie na przykład cały czas wydaje się, że podejmuje dobre decyzje. Wydaje mi się też, że Ktoś gdzieś może na górze, może na dole, patrzy na to wszystko i ma jakiś plan. Innymi słowy coś w środku mówi mi, że nic, absolutnie nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie ma nikogo kto został postawiony na naszej drodze ot tak. Nie ma sytuacji, która zdarzyłaby się, tylko po to żeby się po prostu zdarzyć.
           Wyobraź sobie, jak do tej pory, najszczęśliwszy moment w Twoim życiu. Taki do którego chciałbyś się przenieść za pomocą słoika z ogórkami, jeśli otworzenie go miałoby taką moc. Wyobraź sobie, że na przykład ktoś kogo niesamowicie kochasz patrzy znów na Ciebie. Dotyka Twojego policzka. Uśmiecha się i mówi "Chcę być z Tobą szczęśliwy. " Przyciąga do siebie kiedy budzisz się nad ranem i marudzisz coś od rzeczy. Że słyszysz jego sapanie kiedy zakatarzony siedzi obok, a przecież mówiłeś, żeby się ubrał cieplej. Że ktoś odkłada źle suszarkę, rozrzuca ciuchy a na dodatek nie wie, że powinien za to przeprosić. I tak siedzisz, widzisz to i okazuje się, że mimo, że masz ją przed oczami to nie przytulasz tej osoby tylko poduszkę na której niegdyś leżała. Bo tylko to chciałbyś zrobić. Po prostu przytulić, ale nie możesz, bo żaden magiczny słoik z ogórkami nie istnieje, a osoba, którą sobie wyobrażasz umarła żyjąc dalej w Twojej głowie.
           Nigdy, przenigdy nie chciałabym znaleźć się w życiu realnym na planie filmu PS: Kocham Cię. I jakkolwiek to zabrzmi, jest do odpowiedź na pytanie "czego obawiam się w życiu najbardziej?". Być jak Holly, która kłóci się  z nieżyjącym już mężem o to, kto zgasi światło. Chociaż wydawać może się to bzdurne, a rozmyślanie o tym w kontekście mojej głębokiej wiary, że nic nie dzieje się bez przyczyny idiotyczne to gdzieś w środku boje się, że któregoś dnia totalnie bezradnie będę błagać tego Kogoś z góry czy dołu o to, aby coś się jednak nie wydarzyło. Że będzie pierdolić mnie przeświadczenie o tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny i że coś miało wyglądać właśnie tak a nie inaczej.
           Gdy w grę wchodzi prawdziwe uczucie na mecie każdej kłótni spotyka nas przeświadczenie, że wszystko jest do naprawienia, że nie ma przeszkody nie do przejścia. Z kolei każda cudowna chwila jest przez nas jeszcze bardziej idealizowana. Jesteś w górach, minus milion stopni, ale nadasz za chwilę temu pozytywny wydźwięk poprzez "było niemiłosiernie zimno, ale szliśmy razem i daliśmy radę." I to "razem" wystarczy.
          Obraz przed oczami gdy tylko wspomnisz wspólne chwile, przeniesienie się w inne miejsce po otworzeniu flakonika z perfumami i powąchaniu ich, głos który tak dobrze jest znany i spokój który ogarniał po schowaniu się w ramionach. Panicznie boję się, że kiedyś ktoś kochany przeze mnie nad życie umrze żyjąc.

Komentarze (1):

19 lutego 2019 07:54 , Blogger wikavka pisze...

Przepiękny tekst!

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna